Posty

Wyświetlanie postów z 2022

Wszystkie odloty Bawołka

Obraz
  Nic na siłę, do wszystkiego należy podchodzić po swojemu, sposobem, tak robić, by jak najmniej sił zużywać, a być o krok dalej od wszystkich. Waldemar Bawołek „Skrawki dla Iriny”,   Str 57     Kolejny Bawołek mnie skonfundował kompletnie. Od razu wyjaśnię,   że nie o samą narracje mi chodzi. Występowanie trzech osób opowiadających jest dla mnie zrozumiałe. Raz jest to Waldemar stworzony na potrzeby miejscowej społeczności i pracy zarobkowej. Raz jest to Pisarz, czyli nie Waldemar, a gnuśny literat, stworzony na potrzeby wydawnictwa, czytelników i samego autora. Raz jest to tzw wszechwiedzący narrator, stworzony głównie z potrzeby napisania książki. I to mnie zupełnie nie dziwi, takie rozstrojenie pisarskiej jaźni na trzy osoby. Boh trojcu lubit, mnie też się ona podoba, zwłaszcza w formie serwowanej przez Bawołka. Dla mnie zaskoczeniem jest pomieszanie konserwatywnego (nie chcę powiedzieć „dziaderskiego”, choć wiele osób pewnie użyłoby tego określenia) podejścia do kobiet i

Herbatka z Miss Marple

Obraz
  W holu siedzi stara panna o uroczej, łagodnej twarzy, jej rozum zna wszystkie tajniki duszy ludzkiej i przyjmuje je jako rzecz codzienną. Osoba ta nazywa się panna Marple. Agatha Christie „Noc w bibliotece” Str 94   Gdy Tylko zaczyna pachnieć jesienią, wieczory robią się chłodne, dni krótsze, piję częściej gorącą herbatę. I szukam do tej miłej czynności towarzystwa. Często znajduje je w Pannie Marple, kompance sympatycznej i niezawodnej. Na dodatek przekonałam się podczas ostatniego z nią spotkania, że mamy więcej wspólnych tematów, niż by się wydawało. Dlaczego? Bo okazało się, że Panna Marple jest sufrażystką! Oczywiście nie oświadcza tego bezpośrednio, ale podczas niejednej rozmowy przemyca treści i przekonania, świadczące o tym, że różnice społecznej pozycji kobiet i mężczyzn zauważa i są jej nie w smak. Wyśmienitą okazję do wyjawienia tych poglądów Panna Marple znajduje w trakcie śledztwa w sprawie zabójstwa pewnej młodej kobiety. Będącej, jak ujawnia dochodzenie, ulub

Gradiva

Obraz
  Historia niezasłużenie schwytała Galę w swoje sidła Dominique Bona „Gala, niebezpieczna muza”, nStr 322   O Matyldo, Matronko Ubogich! Spraw, bym nigdy więcej nie wydawała pieniędzy na tak kiepską prozę!  Czuwaj nad moimi decyzjami w empikach i innych książki sprzedających przybytkach. Nie pozwól mi poddać się popandemicznej lub innej euforii. Do tego stopnia, bym książkę o niesprawdzonej jakości tekstu kupiła w cenie okładkowej. Matyldo droga, otwórz mi oczy, włącz rozsądek w chwili, gdy sięgam po wydawnicze nowości. Strzeż mnie, strzeż przed zużywaniem skromnych zasobów finansowych na lektury  jakości nieprzedniej! Matylda chyba miała wolne w dniu kiedy po raz pierwszy poszłam bez maseczki do sklepów. Albo imała się pilniejszych zajęć. Coś sprawiło, że nie chroniła mnie, gdy chwyciłam w ręce biografię Gali, rzuciłam okiem do jej wnętrza i podekscytowana fragmentem tekstu o dadaistach, pobiegłam do kasy. Kilka tygodni potem, gdy rozpoczynałam na spokojnie czytanie o Gali  

Zbyt piękna babranina

Obraz
  Ty patrz, Kaziu: mały babrze się w języku! Michał Witkowski „Tango”, Str 252 Kto mnie zna ten wie, że po   kryminały sięgam zaledwie kilka razy do roku. W tym obowiązkowo po jeden latem i po jeden jesienią. Jeden ma być dla ochłody, drugi na sezonowy katar. Jeden ma dać zajecie na czas wakacji, drugi na czas smarkania. Wybór jest niełatwy i bywa chybiony. Czasem zawodzi nawet Agata Christie czy Marta Grimes . Nowości, wszelkich Mrozów i Chmielarzy unikam, więc zupełnie brak mi rozeznania co teraz modne i popularne. Ale w tym roku było inaczej. W tym roku na wakacyjny kryminał wybrałam nowość właśnie. Czyli Tango Witkowskiego. Dlaczego?   Bo pisanie Witkowskiego wielbię. Tango również. Dwudziestolecie międzywojenne także. Otrzymanie tego wszystkiego w jednym pakiecie było spełnieniem marzeń. Co prawda zestaw został ozdobiony wątpliwej urody okładką, z ukwieconym kościotrupem w roli głównej, ale trudno. Przecież to po treści ocenia się książkę.   A ta była początkowo zaskocz

Dżin w księgarence

Obraz
  Niebo zaglądało w głąb moich oczu. Pod wpływem jego piękna chciałam powiedzieć „Dlaczego nie zostaniecie ze sobą, aż wam się znudzi?? Wtedy po prostu się rozstaniecie”   Banana Yoshimoto „N.P.”, str 60 Zapodziałam gdzieś japońską mitologię i nie mogę sprawdzić jaki demon mnie opętał, że kupiłam N.P. Banany Yoshimoto. A jakiś musiał, jestem pewna. Wspierany przez słowiańskie chochliki, krążące w   popandemicznym i niefiltrowanym przez maseczkę powietrzu. Całe to towarzystwo zebrało siły   i otumaniło mnie do tego stopnia, że nabyłam lekturę zupełnie dla mnie nieodpowiednią. Niestety przekonałam się o tym rok po przyniesieniu książki do domu, więc o zwrocie nie mogło być mowy. Nippoński demon przyczaił się z książką w rogu regału i czekał na stosowny moment. Wreszcie, gdy skończyłam czytać Empuzjon, demon ów, naśladując głos dolnośląskiej wiedźmy, zaczął mi szeptać do podświadomości, że teraz właśnie, koniecznie, musze sięgnąć po N.P. i zacząć czytać. Posunął się nawet do tego, ż

żyjący książkami

Obraz
  Kiedy trafiam do biblioteki, dowolnej biblioteki, mam poczucie, ze zostałem przeniesiony do czysto werbalnego wymiaru za sprawą prestidigitatorskiej sztuczki, której istoty nigdy nie pojmę. Wiem, że moja historia znajduje się w całości gdzieś tu, na tych półkach, i jedyne, czego mi potrzeba do jej odnalezienia, to czas i trochę szczęścia. Alberto Manguel „Pożegnanie z biblioteką. Elegia z dziesięciorgiem napomknień”   Str 14 Przyjemnie jest dostać w prezencie lekturę zawierającą refleksje, iż podarowanie książki to „najwyższy akt zażyłości i zaufania” (tamże, str 16) . Lekturę, zarówno wyglądem jak treścią, zaspokającą wymagania tak wybrednej czytelniczki jaką się z biegiem lat staję. Już forma książki wzbudziła mój zachwyt. Szara jak papier pakowy okładka, minimalistyczny styl, wreszcie tytuł wypisany czcionką przypominającą tą niegdyś używaną na kartach bibliotecznych, wszystko to sugerowało, że będę miała do czynienia z tekstem ambitnym i oryginalnym. I tak było rzeczywiście

Gemütlich

Obraz
  gdyby Polacy jedli więcej miodu, odmieniłoby to cały kraj.  Olga Tokarczuk "Empuzjon", str 196 Nareszcie! Powiedziałam, biorąc Empuzjon do ręki.  Nareszcie! westchnęłam, bo w końcu zaczęłam czytać cos, czego nie miałam ochoty porzucać. Tak, Empuzjon łyknęłam w ciągu trzech dni, a przy ostatnich rozdziałach przestałam odbierać telefony nawet od niewidzianych przez całą pandemię znajomych.  Wessało mnie, jak torfowe uroczysko okolic Sokołowska. Zauroczyło mnie, jak ofiarę dolnośląskiej wiedźmy. Dostałam czytelniczej gorączki i jedynym lekarstwem na nią było przewracanie przeczytanych kartek. Takie miałam reakcje na Empuzjon , czyli Horror przyrodoleczniczy.  Dziwne. Bo od horrorów trzymam sie z daleka. Za to przyrodolecznictwo, zwłaszcza w formie sanatoryjnej, wielbię. A właśnie ono jest po części tematem książki. Jej akcja rozgrywa sie w najstarszym sanatorium gruźliczym w Europie. Tak, to Davos jest imitacją Sokołowska, a nie na odwrót. Może Tokarczuk zdecydowała sie na od

starszy odcień żółci

Obraz
  W miarę jak czytanie będzie coraz bardziej nawykowe i powszechne, coraz więcej ludzi odkryje, że książki dostarczają im wszystkich radości , których dotychczas doświadczali, prowadząc życie towarzyskie, wolnych jednak od irytującego marazmu i nudy.   Aldous Huxley „ W Kręgu Crome”,   Str 217 Wrażliwy młodzieniec jedzie na daleką prowincję, gdzie nosi eleganckie stroje,   obraca się w wykwintnym towarzystwie i prowadzi wyrafinowane rozmowy. Jest zagubiony, nieszczęśliwie zakochany i ma skłonność do melancholii. Brzmi znajomo? Pewnie tak. Pora wyjaśnić, że młodzieniec nie nazywa się Hans, miejscowość nie jest położona w górach, a cała akcja powieści rozgrywa się w upalne angielskie lato. Mimo tego   podobieństwa do Czarodziejskiej Góry są tak oczywiste, że zaraz po przeczytaniu debiutu Huxleya gugulałam datę publikacji obu książek. Okazało się, że W kręgu Crome powstało wcześniej, więc moja teoria młodzieńczego naśladownictwa musiała upaść. Najwidoczniej w tych czasach panowała

Zieleń cudzej trawki

Obraz
  W parku kobieta w Fioletowej Spódnicy usiadła na swoim zwyczajnym miejscu. Włożyła rękę do opartej na kolanach torby i wyciągnęła   z niej pięknie czerwone jabłko. To było hokuto, które dostała przy wyjściu od Pani Tsukady. Podniosła je na wysokość twarzy, otworzyła szeroko usta aaa, a potem haps! Wgryzał się w nie. Natsuko Imamura „Kobieta w Fioletowej Spódnicy”, Str 48 Jak zwykle po lekturze wyśmienitej książki miałam problem co wybrać do czytania po opowiadaniach Carrington. Potrzebowałam albo czegoś jeszcze bardziej szalonego, albo czegoś zupełnie przyziemnego. Ze znalezieniem pierwszego typu książki nic nie wyszło. Za to udało mi się znaleźć coś, co gwarantowało oczyszczenie umysłu i wyobraźni ze wszystkich mar, zjaw i kreatur jakie zaczęły krążyć po lekturze Siódmego Konia. Ta niepozorna książeczka na dobre wymiotła mi z głowy wszelkie surrealistyczne widziadła. Czytało się ją szybko i bezproblemowo, po prostu zrobiłam haps, haps i było po lekturze. Prościutki język, obra

Rozwiana: Leonora Carrington "Siódmy Koń. Opowiadania zebrane"

Obraz
  Domagać sie inteligencji, a jednocześnie towarzystwa, to by były za wysokie oczekiwania  Leonora Carrington "Siódmy Koń. Opowiadania zebrane", str 202 Cuda na kiju, kij od miotły, na miotle czarownica z końska grzywą i wilczym uśmiechem, poprawia sobie pantalony. Więcej tego typu historii znajdziecie w niedawno u nas wydanym zbiorze opowiadań Leonory Carrington. Dla mnie te teksty to czytelniczy raj. Nie tylko są mieszanką wybuchową legend i zmyśleń, ale też zawierają sporo humoru, filozoficzno feministycznych podtekstów oraz podśmiechujek ze współczesnego społeczeństwa. Zbiór doskonale pokazuje rozwój pisarstwa Lenory, od wczesnych historii wziętych z życia zamożnej panienki po odwołujące się do okultyzmu i meksykańskiej mitologii opowieści dojrzałej  malarki i doskonalącej swój warsztat wiedzmy. Czytać to należy to powoli, by nie uronić nic z mądrości zawartych w poszczególnych zdaniach i by w pełni docenić niezwykłość surrealistycznych obrazów konstruowanych przez Au

Mowa

Obraz
  Słowo rzucało cień na rzeczy „Słowa”, Jean Paul Sartre, str 27 Znużona prozą aktualną i powszechnie chwaloną, a miałką przy próbie czytania, zaczęłam grzebać wśród książek przodków. No i wydłubałam książkę, a właściwie książeczkę, malutką, chudziutką, ale z zacnym i znanym nazwiskiem na mocno zszarganej, okładce. Po czym wsiąkłam w nią na długie dni długie godziny. Błądzenie po zawiłych zdaniach, po starym francuskim mieszkaniu, wreszcie po dzieciństwie jednego z najpopularniejszych filozofów zeszłego wieku, było przygodą budzącą więcej zachwytu niż emocji. Bo Sartre wiąże słowa w zdania w sposób świadczący o wyjątkowej wirtuozerii. Opisuje swoje lata chłopięce drobiazgowo, ale z wielkim poczuciem humoru i dużą doza autoironii. W rezultacie tworzy opowieść o dziecku nie tyle genialnym , co przekonanym o własnej wyjątkowości. Historia konfrontacji tego ja wyobrażanego, z ja postrzeganym, nie staje się jednak przypowieścią o gorzkim rozczarowaniu. Jest raczej pełną anegdot  gawędą o ty