Mowa




 Słowo rzucało cień na rzeczy

„Słowa”, Jean Paul Sartre, str 27

Znużona prozą aktualną i powszechnie chwaloną, a miałką przy próbie czytania, zaczęłam grzebać wśród książek przodków. No i wydłubałam książkę, a właściwie książeczkę, malutką, chudziutką, ale z zacnym i znanym nazwiskiem na mocno zszarganej, okładce. Po czym wsiąkłam w nią na długie dni długie godziny. Błądzenie po zawiłych zdaniach, po starym francuskim mieszkaniu, wreszcie po dzieciństwie jednego z najpopularniejszych filozofów zeszłego wieku, było przygodą budzącą więcej zachwytu niż emocji.

Bo Sartre wiąże słowa w zdania w sposób świadczący o wyjątkowej wirtuozerii. Opisuje swoje lata chłopięce drobiazgowo, ale z wielkim poczuciem humoru i dużą doza autoironii. W rezultacie tworzy opowieść o dziecku nie tyle genialnym , co przekonanym o własnej wyjątkowości. Historia konfrontacji tego ja wyobrażanego, z ja postrzeganym, nie staje się jednak przypowieścią o gorzkim rozczarowaniu. Jest raczej pełną anegdot  gawędą o tym, jak i do czego w przypadku Sartre’a ta konfrontacja doprowadziła.

 Warto tę drogę autora prześledzić, nie tylko dla pozyskania informacji o tym jak powstaje filozof i pisarz, ale i dla samej przyjemności czytania rewelacyjnie napisanego i przetłumaczonego tekstu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemęsko czyli co czytać gdy nie jesteś Macho

Podsumowanie roku 2023 cz. 1: czytelnicze męki

PRL utracony: "Autobiografia" Michała Witkowskiego