najlepsza książka minionego lata: "Córka Weterynarza" Barbary Comyns
Mrugacz pożerał mnie swoim dobrotliwym spojrzeniem, a ja
myślałam: muszę być mu wdzięczna, i siedzieliśmy tak na sztywnych krzesłach
jadalni, on dobry, a ja wdzięczna.
Barbara Comyns „Córka Weterynarza”, Str111
Jak tylko pochłodniało poczułam chętkę przeczytania czegoś z
krainy herbaty, deszczu i wellingtonów. Jednym słowem zachciało mi się porządnej
angielskiej powieści, najlepiej w stylu Wichrowych Wzgórz. Paskudna pogoda i
skomplikowani bohaterowie to miały być główne, ale niejedyne, walory mojej
nowej czytanki.
Wybór padł na czekającą od dobrych kilku miesięcy Córkę Weterynarza.
Trochę się krzywiłam na początku, gdy się okazało, że narratorką i protagonistką tej opowieści jest siedemnastoletnie dziewczę mieszkające na brytyjskiej prowincji początku 20 wieku. Ua, czyżby
mi się trafiło retro Young Adult z ubogą acz dzielną bohaterką? Tak pomyślałam
przy pierwszych stronach, ale szybko moje obawy zostały zastąpione fascynacją.
Bo Córka Weterynarza
to jedna z książek typu z chicha pęk. Najpierw udaje klasyczną opowieść o trudnym
dorastaniu w domu mizogina i kutwy, by niepostrzeżenie stać się przypowieścią o
fatalizmie, patriarchacie i próbach pozyskania
(chwilowej) wolności. Wprowadza czytelnika w stan rosnącego z zdumienia i
zachwytu, by pozostawić go w poczuciu totalnego oszołomienia i literackiej ekstazy.
Komentarze
Prześlij komentarz