Przegrana



Twoja opinia ma oczywiście znaczenie, ale nie musisz jej przecież wyrażać

Barbara Klicka „Reneta”, Str 56

 Jest! Pierwsza przeczytana  od początku do końca w Nowym Roku. Wyszło to lepiej, niż w zeszłym, gdy biedziłam się z lekturą „W szafie”.

Dlaczego? Bo łatwiej mogłam identyfikować się z bohaterką, więcej w tej książce humoru, a mniej pragnień małżeńskiej stabilizacji. A właściwie zero ich, bo Mira , protagonistka "Renety", specjalizuje się w początkach, a jak wiadomo formalizowanie związku jest, jeśli nie końcem, to przynajmniej jakimś kontinuum.

A tu ciągłości brak, wszystko porwane, cała fabuła składa się z troczków różnorakich , co rozdział pociągasz za inny, a na jego końcu  nie dynda nic prócz chichociku i trudnego do zauważenia mrugnięcia okiem.

Tak jak w "Zdroju" Barbara Klicka mnie potrafiła zaskoczyć, tak  w "Renecie" udało jej się mnie często rozśmieszyć. Podkreślę, że poczucie humoru mam wypaczone od 12 roku życia, wiec absolutnie proszę mojego rozbawienia nie brać serio.
Może dlatego, że sama jestem kpiarą, upatruję w przypowiastkach Klickiej żartów z inteligenckich buntów, korpo obyczajów i funkcjonowania rynku sztuki. Że o podśmiechiwaniu się z poszukiwania w hałdach starych szmat TEJ RZECZY, niby Świętego Graala, nie wspomnę.
Więcej o tej książce powiedzieć się nie da bez spoilerowania, dlatego daruję sobie roztrząsanie finału "Renety" i konkluzji, jakie udało mi się z niego wygrzebać.

Ale zaraz, bo w sumie nie powiedziałam o czym to, tak mniej więcej.
Otóż pewnego dnia bohaterka książki zjawia się w domu swoich kuzynek, gdzieś na dalekiej prowincji, i zaczyna z nimi mieszkać. Nie żeby ją zaprosiły, ona ma do tego prawo, dostała część domu w spadku. Tą częścią okazuje się niewielki pokój, niecały, a te jego fragmenty, gdzie nie postawiono doniczek z kaktusami. Jeśli ktoś w tej chwili myśli o uroczej facjatce z białymi firankami, biurkiem, krzesłem i żelaznym łóżkiem okrytym perkalową pościelą, to niech sobie te wizje szybko wybije z głowy. Nowe miejsce pobytu Miry nie ma nic wspólnego z Zielonym Wzgórzem i jego atmosferą.

Bardziej przypomina kwaterę dziewczyny z „Pustostanów”. Tak szczerze, to w trakcie czytania Renety nieraz przypominał mi się debiut Kotas. Ba, wręcz miałam wrażenie, że Klicka "Pustostany" przeczytała, a nawet przestudiowała, po czym sobie pomyślała: Ja też tak potrafię, a może i lepiej.

I faktycznie potrafi, faktycznie miejscami lepiej, a nigdy gorzej. Język powieści jest wybitnie precyzyjny, oszczędny, nie ma tu rzucania słów na wiatr, albo dla zwiększenia liczby znaków. Nie ma roztkliwiania się nad sobą i żądania, by czytelnik roztkliwił się także.

To proza dojrzała, pozwalająca delektować się każdym zdaniem i budząca podziw dla dyscypliny językowej, i tak, nie zawaham się użyć tego słowa, talentu Autorki.

Na koniec ostrzeżenie: Tu „się nie dzieje”, tu nie znajdziesz mocnych puent i morałów, morderstw i gwałtownych wzruszeń. Jeśli jesteś w stanie te braki znieść, to możesz najnowszej prozy Klickiej popróbować.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemęsko czyli co czytać gdy nie jesteś Macho

Podsumowanie roku 2023 cz. 1: czytelnicze męki

PRL utracony: "Autobiografia" Michała Witkowskiego