„Tak, będę służył , i zawsze będę brał na siebie obowiązki ,
których spełnianie bynajmniej nie błyszczy jak gwiazda, i będę jak ostatni
głupiec uśmiechał się rozanielony, jeśli ktoś mi półgębkiem podziękuje.”
Robert Walser „Jakob von Gunten, Dziennik” str 117
Do końca grudnia jeszcze trochę, ale już dziś mogę ogłosić,
że moim odkryciem roku 2023 jest Robert Walser!
Każda jego książka zachwyca
mnie konstrukcją zdań, celnością spostrzeżeń i aktualnością przesłania. Lektura
Dziennika Jakoba potwierdziła moje przekonanie, że teksty Walsera mają powyższe
atrybuty bez względu na to, czego dotyczą.
Czy pracy, jak w „Człowieku do wszystkiego” , czy edukacji, a właściwie systemu
szkolnictwa, jak we wspomnianym Dzienniku.
Szkoła opisana przez Walsera
to Instytut Benjamenta, placówka przygotowująca chłopców do zawodu lokaja.
Jej uczniowie nie są zbyt pojętni, ale to nie błyskotliwości się od nich
wymaga, a spolegliwości. Wiedza jest im przekazywana w sposób niechlujny i tak naprawdę
wiedzą trudno ją nazwać. Głównym zadaniem uczniów jest przestrzeganie
dyscypliny i nieprzeszkadzanie nauczycielom. Najważniejszą nauką jest nauka
bycia nikim. A najwyższym osiągnieciem absolwenta jest znalezienie posady
służącego i pozostanie na niej jak najdłużej.
Szczerze mówiąc, nie mogłam się oprzeć refleksji, że szkoła
Walsera, ups, Jakoba, niewiele się różni od tej szkoły jaką znam sama. Tam też
uczą dostosowania się do grupy, posłuszeństwa, a najwyżej ceni się tych, co
potrafią być najlepiej funkcjonującym
trybikiem systemu. Absolwenci współczesnych szkół często znajdują prace w dziale usług, bo
trudno żeby było inaczej, skoro usługi stanowią 80 % wszystkich działających
biznesów. Usługi, nie bez powodu kryją w sobie wyraz „sługi”.
Spójrzmy prawdzie w oczy, prędzej czy później przypadnie nam w życiu zawód
współczesnego lokaja. Choćby stanowisko pracy nazwano „asystent klienta”,
„menadżer sprzedaży” czy „kierownik sekretariatu”,
w rzeczywistości nasz zakres obowiązków będzie dotyczył wykonywania poleceń tej
lub innej osoby. Tak to wygląda, gdy musimy zarabiać na własne utrzymanie.
Ale na pewno warto się zastanowić, jak uniknąć
przeistoczenia swojej osobowości w osobowość Lokaja. I tu lektura Dzienników
Jakoba Walsera może okazać się niezwykle pomocna. Bo jej bohater, choć jest
poddany szkoleniu na lokaja, do zawodu tego nie ma predyspozycji, nie ma szans
na takie przeobrażenie swojego charakteru w taki sposób by dobrym lokajem
zostać. Za to pilnie przygląda się swoim kolegom z bursy i szkolnej ławy. A że
jest bystrym obserwatorem, to komponuje szczegółowe i wnikliwe portrety tych, co lokajami zostaną.
W rezultacie czytamy pouczające, czasami zabawne, często ironiczne opowieści o kształtowaniu i kształceniu
przeciętnej jednostki do funkcjonowania w społeczeństwie. Warto sięgnąć po
dzienniki Jakoba by sobie to uświadomić, a także by odetchnąć od próz miałkich,
wysilonych, lub nieudolnie pozujących na oryginalne.
Tak, w całym tym gąszczu współczesnych, byle jak napisanych, przetłumaczonych i
zredagowanych książek, często określanych jako genialne, rzeczy Walsera są jak mistrzowsko oszlifowane diamenty
wyłuskane ze stosów szkiełek, cyrkonii i
kryształków Svarowskiego, mylnie zwanych klejnotami.
Moja perspektywa jest inna, choć też "służę": na sługach ten świat został zbudowany i bez nich by upadł.;)
OdpowiedzUsuńWalser to rzeczywiście klejnocik i kocham PIW za jego wznowienia, na dodatek w adekwatnych "opakowaniach". I pluję sobie w gardło, że wieki temu nie poszłam do kina na "Instytut Benjamenta", bo to ponoć dobry film.
O nie wiedziałam, że był film na podstawie książki, ale nie jestem pewna, czy w filmie da się pokazać wszystkie niuanse zawarte w Dzienniku Jakoba...
OdpowiedzUsuńBył wyświetlany w kinach studyjnych, podobno b. klimatyczny.
OdpowiedzUsuń