na śmietnisku śmieszne jest wszystko: „Magiczna rana” Dorota Masłowska
Marzyła o tym, że wreszcie się nażre porządnego, drogiego,
zachodniego biojedzenia. Jednak teraz puste restauracje ze skandalicznymi
cenami odpychały ją. Kebab z plastikowymi sztućcami kosztował tu tyle co cztery
strony jej eseju o figurach i fantazjach rodzicobójczych w prozie
posttransformacyjnej.
Dorota Masłowska „Magiczna rana”, Str 57
Przeczytałam „Magiczna ranę” i nawet miejscami się
chichrałam, choć nie z radości. Na dobra sprawę to książka obleśna i niemiła,
napisana dobrze, ale bez dobrych intencji. Jej autorka ogłosiła niedawno, że
czułość wyszła z mody i udowadnia to swoim tekstem gorliwie.
Czy to jej zapewnia utrzymanie statusu enfant terrible
polskiej literatury współczesnej? Czy tylko pokazuje, że Masłowska do
niewygasłej fascynacji Cudaczkiem Wyśmiewaczkiem dodała zauroczenie Mosfegh i
Celinem?
Blurb z okładki nic na ten temat nie mówi. Za to twierdzi, że
Magiczna rana to „trashowa powieść”. Co nie do końca jest prawdą. Śmieci, fakt,
jest tu pod dostatkiem, ale opowieści mniej. Autorka namiotła do swojej książki
strzępki opowiadań o ludziach bez przyszłości, a w miejsce puent powrzucała
surrealistyczne wybryki udręczonych umysłów swoich bohaterów. Wyszedł z tego
nie obraz „współczesnej rzeczywistości”, a beka z dostępnych autorce tej rzeczywistości
przejawów.
Komentarze
Prześlij komentarz