zazdrość o pisanie: Muriel Spark „The Finishing School”
"It is hypocrisy” said Nina then” that makes world go round”
„to hipokryzja"-stwierdziła
Nina- "wprawia świat w ruch” (tłum własne)
Muriel Spark „The Finishing School”, str 78
Lato z Muriel Spark kończę może nie z przytupem (ciągle jest
gorąco i mam na nogach klapki, a w nich tupie się słabo), ale z rozbawieniem. A
to dzięki lekturze nigdy nie tłumaczonej na język polski The Finishing School,
nie bez ironii poprowadzonej opowieści o
College Sunrise, niewielkiej placówce uczącej młodych, być może zdolnych, a na pewno
zamożnych, ludzi. W jakim zakresie pobierają oni tam nauki?
Otóż jest to mocno niedookreślone. Tzw
curriculum zawiera kurs kreatywnego pisania, naukę spożywania szparagów, oraz wszelkich
innych comme il fault. Zajęcia prowadzą właściciele
szkoły, młoda małżeńska para o sporych aspiracjach i nieokreślonych
kwalifikacjach. Główna intryga zawiązuje się wokół relacji pomiędzy 29 letnim
Rollandem, uczącym jak pisać i jednocześnie pracującym nad stworzeniem książki,
a 17 letnim studentem, Chrisem, zapowiadającym się na genialnego twórcę. Przynajmniej
we własnym mniemaniu genialnego, bo Chris pisze powieść, ale nie konsultuje jej
tekstu ze swoim nauczycielem, za to nie przepuszcza okazji do roztrząsania spraw dotyczących jej powstawania, publikacji
i pewnego sukcesu. W rezultacie nauczyciel popada w skrajną obsesję na punkcie
cudownego ucznia i jego dzieła. Wykazuje
się tak skrajną zazdrością, że zaczyna budzić obawy co do stanu swojego zdrowia
i za namową małżonki udaje się do klasztoru, by nieco podratować psychikę. Cóż,
kiedy jego obecność, a może zawiść, okazuje się niezbędna Chrisowi do tego, by
kontynuował swoje dzieło, nota bene, dotyczące zazdrości właśnie.
Sprawa się zapętla,
nie wiemy już, kto jest ofiarą, i czy w ogóle są tu ofiary, czy po prostu dwóch,
stukniętych na punkcie swoich pisarskich ambicji, facetów. Żeby nie było monotonnie, w tle rozgrywają się
miłosne i zawodowe perypetie siódemki pozostałych uczennic, a także pracowników
College’u. jak to zwykle u Muriel bywa, jest sporo przezabawnych sytuacji,
groteskowych przypowiastek i nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Spark po raz kolejny udowadnia, że na 123 stronach potrafi opowiedzieć znacznie więcej niż niejeden autor w
kilkutomowej sadze. Skłania też czytelnika do refleksji nad tym, czym jest
geniusz, na czym polega talent, dlaczego zwykle za jego posiadaczy uznajemy
młodych i pięknych, jak wiele znaczenia ma przekonanie samego artysty o jego
zdolnościach do odniesienia sukcesu. A wszystko to zrobione jest lekko, ze
sporym dystansem i poczuciem humoru.
I tylko szkoda, że książka wciąż nie ma swojej polskiej
wersji. A raczej znalazłaby czytelników. Bo chyba nie jestem jedyną osobą zastanawiającą
się, czy taka Saganka (albo Masłowska) zyskałaby sławę pisarską, gdyby swoją
pierwszą powieść dostarczyła wydawcy nie będąc już nastolatką?
Komentarze
Prześlij komentarz