Obecność nieprzypadkowa: Biblioteczne Spotkanie z Julią Fiedorczuk

 


Tygodnica spotkania literackiego z Julią Fiedorczuk w mojej bibliotece przeszła,  a u mnie, wbrew obietnicom, dalej zero treści na jego temat. Na usprawiedliwienie dodam, że przyczyną opóźnienia nie  jest wyłącznie  moje wrodzone zamiłowanie do prokrastynacji. Bo jest i dylemat, ciężki do rozwikłania: przyznać się czy nie, że nie czytałam żadnej książki Julii Fiedorczuk? Słyszałam i autorce i o jej dziełach tu i tam, głównie pochwały, ale ciągle pojawia się coś innego, co muszę przeczytać najpierw, zanim sięgnę po leżącą na mojej półce Białą Ofelię, czy pójdę do biblioteki pożyczyć „pod słońcem”.
Dlaczego więc wybrałam się na spotkanie? Bo pamiętałam słowa pewnej Mądrej Znajomej, która kiedyś na moje wątpliwości, czy jest sens iść by posłuchać znanej ale nieczytanej przeze mnie autorki, odpowiedziała „iść! Zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć” . Korzystam z tej rady do dziś i nie żałuję.

No dobra, czas na opowieść o tym , jak było. Od razu mówię, nie będzie od początku, bo na początek się spóźniłam. Wyszłam punktualnie na spotkanie, ale po drodze wpadłam na starych znajomych i się zagadałam. Dzięki temu ominęły mnie wstępne oficjałki i weszłam prosto w opowiadanie o książce, o jej bohaterce, jej uczeniu się o zachowaniu przyjaźni i znaczeniu więzi międzyludzkich w procesie leczenia neurozy i wyzbywania się zbyt mocnego skoncentrowania na sobie. Poczułam się więc usprawiedliwiona z mojego zagadania i utwierdzona w przekonaniu, że zatrzymując się na rozmowę postąpiłam słusznie, bo poddałam pielęgnacji dostępne mi więzi międzyludzkie. To mi pomogło złapać oddech i skoncentrować się na dalszej części rozmowy. A było ciekawie, nie tylko o treści książek pisanych przez Fiedorczuk, ale i sposobie ich konstruowania. Autorka podkreśliła , że lubi rozmawiać z innymi tekstami, a pisanie traktuje jako próbę podejmowania dialogu z piszącymi ludźmi i zrozumienia tego, co istotne.

Wyjawiła nam, że lubi pisać wielopoziomowo, tak by jej książkę dało się przeczytać jak prostą historię o czyimś losie, ale i tak, by na drugim lub trzecim palnie działo się jeszcze coś więcej, by przy głębszym czytaniu można było znaleźć ukryte kody, wzory czy odniesienia. Na przykład Dom Oriona zawiera 22 rozdziały, bo tyle właśnie liter ma alfabet hebrajski. Inna książka autorki, „ Pod słońcem”, pisana przez pięć lat, nawiązuje do biblijnej księgi Koheleta, przeczytanej przez autorkę w oryginale.
 Przyznam, że w tym momencie poczułam się poganką we wszystkich religiach świata, bo o księdze Koheleta usłyszałam po raz pierwszy! Ale jeśli ktoś dysponuje mniejszym poziomem ignorancji od mojego, to może mu się uda odkryć jakie zagadki, tajemnice czy wreszcie rozdziały tej księgi zostały przemycone do „Pod Słońcem”!

Rozmowa zahaczyła też o wykonywanie tłumaczeń literackich  w ramach realizacji potrzeby uważnego czytania. Potem było i o tworzeniu poezji, o czytaniu poezji i o czytaniu prozy.  Okazało się, że Pochwała Cienia to jedna z ulubionych książek pisarki, co ucieszyło mnie tak bardzo, ze zapomniałam zapytać o film Prefect days, mocno nawiązujący do treści tej książki.
Jednym słowem po raz kolejny przekonałam się że moja znajoma miała rację: spotkanie dotyczące literatury to zawsze spotkanie warte uczestniczenia!

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wszyscy jesteśmy Lokajami: Robert Walser „Jakob von Gunten, Dziennik”

Nie chwalę, bo się nie da: Największe rozczarowania czytelnicze 2024 roku

Nadawanie: Listy Miłosne. Virginia Woolf , Vita Sackville-West