Rejs z szachistami: "Półmistrz" Mariusza Czubaja

 


Nie, nie jestem filozofem. Wie pan, dlaczego tak się przedstawiam? Bo ludziom filozof kojarzy się z kimś, kto dziwnie i niezrozumiale gada. Od razu mam święty spokój. Nikt mnie o nic nie pyta.

Mariusz Czubaj „Półmistrz”, Str 239

Po przeczytaniu Drżę o Ciebie Matadorze, szukałam sposobności do złapania oddechu. Matador jest bowiem jak salonik staroświeckiej matrony kolekcjonerki, tonie się w nim w stosach poduch, obrusów, bibelotów. Zatyka człowieka od wielości opisów, metafor i emocji. Jest to fascynujące, ale może spowodować  lekki atak czytelniczej astmy.  Po tym nadmiarze przykurzonych gracików zachciało mi się jakiegoś przestworu, oceanu,  co na wody szerokie pozwała wypłynąć.

I uuf, udało się, znalazłam dokładnie to, czego potrzebowałam!

A to za sprawą najnowszego kryminału Czubaja. Jest tam rześko, ascetycznie, świeżo, ale nie nudno. Frazy są proste i eleganckie, akcja sunie gładko do przodu, a  odrobinę kolorów, tej czasami zbyt mocno pozbawionej barw opowieści,  przydają takie postaci jak szalony Pisarz (Witold Gombrowicz) czy Genialny Szachista (Ksawery Tartakower).

Główny bohater to jednak osoba o wiele mniej zwariowana, choć trudno go nazwać nieskomplikowanym. Wyrusza z tajną misją do Argentyny. Jest lato 1939 roku, Transatlantyk wiezie go i  tłum niespokojnych podróżnych w stronę Ameryki (Południowej), dochodzi często do sporów i niesnasek, na tle światopoglądowym i nie tylko. Jest ciut romansu, jest sporo sensacji, są i nawiązania do naszej  współczesnej sytuacji politycznej i społecznej.

Jednym słowem dzieje się! I to tak, że czasem się zastanawiałam, czy aby na pewno czytam kryminał, a nie powieść szpiegowską. Zarówno charakter bohatera, jak i rodzaj jego przygód, przemawiał za tym drugim. Tak czy siak, towarzyszenie temu retro Bondowi (a może polskiemu Strike’owi?) było całkiem niezłą rozrywką.

Dodam tylko, że książka była  dla mnie nie tylko źródłem czytelniczych przyjemności, ale i olbrzymiego, również czytelniczego, bałaganu. Bo przez nią zapałam  chęcią odszukania mojego egzemplarza Trans-Atlantyku Gombrowicza. Szybko okazało się, że tego tomu akurat brak w moim, podobno kultowym, czarnobiałym zbiorze dzieł autora Ferdydurke. Są dzienniki, są dramaty, są opowiadania, a Trans-Atlantyku brak! Odpłynął w siną dal. Nie zacumował na żadnej polce, o czym przekonałam się, przewalając kolejne rzędy książek zasiedlających moje regały. Dlatego czytelnikom dygresyjnym i dociekliwym radze przed rozpoczęciem lektury Półmistrza ściągnąć z bibliotecznej lub własnej półki Trans-Atlantyk i położyć go tuż obok nowego kryminału Czubaja. Dzięki temu będziecie mieć o jedną traumę mniej w swoim życiu .  

Komentarze

  1. Gombrowicz? Mnie się uwidział Wańkowicz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, to na pewno nie Wańkowicz! Ale jest to dobra podpowiedz dla autora, gdyby planował kontynuację ;)

      Usuń
    2. Wiem, wiem, że do Czubaja G, a nie W. Po prostu jak ostatnio myślałem o czytaniu czegoś starszego, to pomyślałem o panu Melchiorze :)

      Usuń
  2. Pan Melchior też dobry, choć bardziej zapomniany

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemęsko czyli co czytać gdy nie jesteś Macho

Podsumowanie roku 2023 cz. 1: czytelnicze męki

Tego nie czytajcie! Najgorsze książki roku 2022