Zawsze sama: "A Clergyman’s Daughter" George'a Orwella

 


Almost any situation is bearable if you have a home to go back to and a family who will stand by you. 

(można znieść niemal wszystko, gdy ma sie dom, do którego można wrócić i rodzinę, która okaże wsparcie ( tłum. własne))

George Orwell "A Clergyman’s Daughter", str 141

Spinterski September celebrowałam w tym roku za pomocą Orwella i tkmaxxa.
A Clergyman’s Daughter, kupiona w kuszącej tikemaksowej cenie 18.99 PLN, stała się moim wyborem na czas czytania o starych pannach.

Tu mam chęć pokręcić nosem na nazewnictwo tego stanu cywilnego u nas i u Anglosasów. W naszym języku kobieca niezamężność brzmi, jakby była godna pożałowania. Jej określenie słowami STARA  PANNA sugeruje przekształcenie nieposiadającego obrączki dziewczęcia w istotę dziwaczną i poślednią.
Po nie polsku brzmi to trochę lepiej,  spinster nie jest zlepkiem dwóch słów, z  których każde do niedawna odzwierciadlało stan niegodny szacunku i poważnego traktowania. „Spinster” pochodzi od słowa „spin” oznaczającego przędzenie, więc spinster to w pierwotnym znaczeniu prząśniczka (prządka?), kobieta pracująca, może dawniej nieuprzywilejowana, ale za to samodzielna.

Czy ta mniej pejoratywna nazwa miała wpływ na to, ze w literaturze brytyjskiej spinsterki są literackimi bohaterkami znacznie częściej niż w naszej? Nie mam pojęcia i nie wiem, czy i jak można to sprawdzić. Tak czy siak cieszy mnie, że w znanym mi, choć nieojczystym  języku, mogę znaleźć sporo książek  o tzw starych pannach.

Przyznaję, zdziwiło mnie dlaczego Orwell złapał się za ten temat. 

Jego bohaterka, dwudziestoośmioletnia Dorothy jest pracowitą i religijną córką ubogiego prowincjonalnego pastora. Od świtu do późnej nocy jest zaharowana. Dzień zaczyna od zagrzanie papie wody do golenia, obsługuje śniadanie, potem biegnie do kościoła, idzie na zakupy (usiłując unikać co natarczywszych wierzycieli), odwiedza ubogich parafian, pomaga przy organizacji dziecięcego przedstawienia. Tak, Dorothy nie ma chwili wytchnienia, jej życie wydaje się być wypełnione po brzegi uciążliwymi i nudnymi obowiązkami.

W momencie gdy czytelniczka zaczyna lekko ziewać pod wpływem opisu poczynań bohaterki, autor urządza wszystkim  niespodziankę. Następuje nagły zwrot akcji, komplikujący życie protagonistki i dostarczający czytelniczce sporego zdumienia.

Ta volta jednak służy nie urozmaiceniu fabuły. Raczej dostarcza pretekstu do pokazania problemów społecznych i ekonomicznych, z jakimi borykało się brytyjskie społeczeństwo w latach 30tych ubiegłego wieku. Dorothy staje się ich uczestniczką, a raczej ofiarą. Szczegółowość opisów jej losów pozwala te problemy poznać tak  nużąco dokładnie, że nawet wytrwała czytelniczka nie oprze się pokusie opuszczenia kilku stron tekstu (zawierającego detale o … zasadach zbierania chmielu!)

Ale książka Orwella dostarcza wglądu nie tylko w sposób funkcjonowania brytyjskich klas niższych okresu międzywojennego. Autor również pokazuje czytającym sposób myślenia i funkcjonowania osoby aseksualnej, bo jest nią właśnie główna bohaterka książki. Jest to ewenement, bo z reguły i  autorzy i wydawcy uznają, że książka powinna podniecać. Na aseksualność raczej miejsca w literaturze brak.
Tymczasem Orwell działa wbrew zasadzie seks sells i wyposaża swoja Dorothy w niechęć do wszelkich przygód miłosnych, co stanowi o oryginalności tego dzieła, podobno niecenionego przez jego twórcę.
Czy słusznie? O tym każda osoba czytająca powinna się przekonać sama. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wszyscy jesteśmy Lokajami: Robert Walser „Jakob von Gunten, Dziennik”

Podsumowanie roku 2023 cz. 1: czytelnicze męki

PRL utracony: "Autobiografia" Michała Witkowskiego