Dwóch panów w pociągu (nie licząc Bedekera): Jarosław Rudis „Ostatnia Podróż Winterberga”

 



Zawsze miałem dobry gust. Zawsze miałem piękne kobiety… Tak, tak, życie jest za krótkie , by spędzać je z nieładnymi kobietami.

Jarosław Rudis „Ostatnia Podróż Winterberga”,  Str 251

  Ilekroć myślę o tej książce, przypomina mi się taka scenka z mojej dawnej wycieczki do Pragi: Przybywamy późnym wieczorem do hotelu, niedrogiego, byle jakiego, usadowionego na tzw obrzeżach miasta. Czyli daleko od turystycznych atrakcji. Jedyne miejsce gdzie można pójść, by nie siedzieć w ciasnym pokoiku, to pub obok. Oczywiście jest to pub czeski, wiec pubem się nie nazywa, ale między nami tak. Bo my jesteśmy świeżo powroconymi na ziemie słowiańskie prawie emigrantkami, co ponad rok spędziły szorując londyńskie bruki (w przenośni) oraz londyńskie domy (dosłownie) . 

No dobra, co z tym pubem, spytacie. No wiec poszłyśmy, we dwie, i już od wejścia poczułyśmy się trochę dziwnie. Kiedy usiadłyśmy z piwem przy stoliku wrażenie się pogłębiło. Zaczęłyśmy się zastanawiać, co jest nie tak. Rozglądać po Sali, po twarzach nad kuflami i szklanicami ze Złotym Bażantem. I po chwili wiedziałyśmy! Byłyśmy jedynymi kobietami w tym przybytku! Środek Europy, wiek co prawda 20 jeszcze, ale już w latach podeszłych, bo późnych dziewięćdziesiątych, a tu proszę, poczułyśmy się jak w szmatławym, ale jednak angielskim, klubie, gdzie zakaz wstępu dla kobiet jest oczywisty i respektowany…

Tak samo było w trakcie czytania Ostatniej Podróży Winterberga. Książce w dużej mierze dziejącej się w pociągowym przedziale. Miałam wrażenie, że oto wsiadłam do wagonu, na którym nikt nie przybił tabliczki „men only”. Nie dlatego, że nie wypada, a dlatego, że owo hasło jest od lat oczywiste. No ale ja się wtarabaniłam,! Pociąg, tfu, akcja ruszyła i nie bardzo miałam jak wysiąść. Poza tym na początku bawiła mnie opowieść starszego, nieznośnego globtrotera i jego opiekuna.

Gdzieś w pobliżu połowy tekstu zaczęłam się czuć nieswojo. Zorientowałam się, że jestem świadkiem odtwarzania HIStorii, pełnej huku armat i bitewnych okrzyków. Trafiają się i miłosne westchnienia, ale są one skierowane do kobiet już (a może nigdy?) nieistniejących. Bo Winterberg i jego towarzyszysz potrafią kochać tylko takie kobiety, jakich nie ma.
Przy czym postaci żeńskie w tej książce mają osobowość lalki z sexshopu (moja odpowiedź na ewentualne pytanie jaka to osobowość, brzmi: No właśnie...). Tak, jestem przekonana, że lalki te doskonale odegrałyby kreowane przez Rudisa role kobiece i nikt nie zauważyłby zastąpienia figur żywych manekinami do zadań specjalnych.

Kończąc ten przydługi wywód, nie wiem, co powiedzieć w ramach podsumowania. Książka jest świetnie napisana, genialnie przetłumaczona. Jednocześnie dominujące  w niej przekonanie, że historia ludzkości to historia rzezi raczej mnie nie cieszy. Choć rzeczywistość coraz mocniej mnie przekonuje, że może to być prawdą, chciałabym, aby tak nie było.
Co więcej, kończąc książkę, miałam wrażenie, że Rudis ma podobne życzenia. Bo gdyby tak nie było, to czy wyznawcą i propagatorem tej teorii uczyniłby człowieka u schyłku życia, człowieka z tym życiem się żegnającego, człowieka policzkowanego przez kobietę, upartego, ale i żałosnego w próbach uwiarygodnienia swojego przekonania, że świat to „The beautiful landscape of battlefields, cemeteries and ruins”.

Komentarze

  1. Grube tomiszcze, ale mam nadzieję, że dam radę.;) Od czasu do czasu mogę poczytać o mężczyznach bez kobiet.:⁠-⁠)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grube i no cóż, to raczej czytelnicza ciuchcia, a nie rollercoaster 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tymczasem na dniach ma się ukazać jego nowa książka dot. kolei.;)

      Usuń
  3. tak, to podobno prequel do Winterberga!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemęsko czyli co czytać gdy nie jesteś Macho

Podsumowanie roku 2023 cz. 1: czytelnicze męki

PRL utracony: "Autobiografia" Michała Witkowskiego